Tegoroczna piesza pielgrzymka z Żywocic na Górę Św. Anny odbyła się już po raz 102. Zarówno w sferze religijnej naszej parafii, jak też w świadomości samych mieszkańców pielgrzymka ta znajduje swoje historyczne, ugruntowane miejsce.
O historii pielgrzymek z Żywocic mieliśmy okazję poczytać już w wielu czasopismach i publikacjach. Dla przykładu w lipcu 2009 roku, na łamach „Gościa Opolskiego” ukazał się bardzo ciekawy i wartościowy artykuł o historii pielgrzymek z Żywocic na Górę Św. Anny. Swoje zapiski, informacje i historyczne zdjęcia udostępnił p. Jan Cebula, (zmarły w 2012r. mieszkaniec Żywocic) znany z zamiłowania do historii.
„Pielgrzymi szlak na Górę św. Anny” – to tytuł książki wydanej w roku 2004 przez Instytut Górnośląski w Katowicach a której autorem jest ks. prof Jan Górecki z Rudy Śląskiej. Autor opisał w niej wspomnienia parafianki z Żywocic, uczestniczki pielgrzymek na Górę Św. Anny. Wspomnienia napisane zostały w 2002 roku.
Trud przepisania tekstu z książki zadała sobie p. nad. Ingeborga Kirsch –Iscińska, za co bardzo serdecznie dziękujemy!
„Historia pielgrzymowania z Żywocic.
Żywocice pierwszy raz udały się na Górę Ufnej Modlitwy w 1910r. Więc w tym roku będziemy kroczyć 92 raz. Do roku 1985 wieś Żywocice, która należała do parafii Krapkowice, wędrowała samodzielnie na Górę św. Anny. Zawsze w lipcu, na św. Annę (w niedzielę około 26 lipca) wyruszaliśmy z Żywocic spod kapliczki wiejskiej o godzinie 2.50 rano. Niosło się ze sobą małą figurkę Dzieciątka, obraz z Chrystusem i Matką Bożą – to nieśli mężczyźni – i dużą figurkę Matki Boskiej. Małą figurkę niosły dziewczynki II- V klas. Dużą figurę niosły panny w bieli, wiek dość rozpięty od 14 lat, mężatki już nie.
Pamiętam także czasy ja byłam małym dzieckiem),iż bardzo dorosłe młode kobiety maszerowały w bieli w procesji. Organizatorką pielgrzymki była bardzo dostojna pani Maria Suchy, która wszystkim dowodziła. Była ona w naszej wsi takim ”Vorbetrem”. Przychodziła też do domu modlić się jak ktoś umarł. Z pielgrzymką bardzo często szła orkiestra a wśród nich był też taki pan, który miał bardzo mocny głos („śpiewok”).
W latach 60-tych w pielgrzymce uczestniczyło bardzo dużo druhen. Do małej figurki zawsze było około 20 dziewczynek -po cztery na jedną ”partę” (parta-zmiana). Do obrazu też było tyle samo od 16-20. Obraz był duży, ale nie był ciężki. Do dużej figury niekiedy było nawet 30 osób( parta-6 osób). Figura była bardzo ciężka. Pod górę (tzw. Bucyna) figurę nieśli mężczyźni. Najważniejsza grupa (parta) była ta, która niosła lub wynosiła figurę do bazyliki. Ustalała to zawsze pani Maria. Niekiedy z tego powodu były też drobne nieporozumienia i zazdrości. Trasa na Górę św. Anny od lat jest ta sama – wynosi około 22 km. W drodze były postoje na posiłek. Oczywiście mali chłopcy nieśli krzyż a nieco starsi fenetrony i sztandar.
Pamiętam pielgrzymkę 50-tą. Wszystkie druhny miały złote wieńce. Niosłam wtedy z dwiema moimi koleżankami taką złotą koronę. Byłyśmy akurat po I Komunii św. Nigdy nie szedł ksiądz, bo jakoś się nie dało. Zawsze mieliśmy o to do ks. proboszcza z Krapkowic żal. Ale wieczorem kropił nas wodą święconą w Otmęcie. I tak było do 1985r. W momencie powstania parafii (odrębnej) co roku z kapłanem wędrujemy na Górę św. Anny. Przeciętnie udaje się tam około 200 osób. Niestety, mała figurka i obraz zostają w domu. Matka Boża pięknie przygotowana jedzie na traktorze aż pod Górę, potem 6 dziewczyn wnosi ją do bazyliki. Niektóre dziewczyny też jadą, gdyż twierdzą, że to za daleko. Pieszo idzie tylko krzyżyk.
Ale od 1985 r. pielgrzymki są bardzo dobrze przygotowane. Rano o godz.2.30 jest Msza św. w naszym kościele. Ks. proboszcz udziela nam błogosławieństwa na drogę. Potem pod opieką przewodnika kroczymy do św. Anny. Pierwszą pielgrzymkę poprowadził nasz ksiądz, ale tylko w jedna stronę. Pamiętam, iż bardzo to odchorował. To już wtedy było dla niego bardzo męczące. Według mnie jest to najtrudniejsza pielgrzymka (około 50 km w jeden dzień). Potem pielgrzymka na Jasną Górę – jest kilka dni, ale po 20 km. Jest nocleg (ale to tak na marginesie).
Kto prowadził nasze pielgrzymki? 6 razy prowadził je ks. Andrzej Niesporek. Pochodzi z naszej parafii – święcenia kapłańskie w 1990r. Najpierw jako kleryk – 1986, 1988, 1989. W 1990r. – jako dziękczynienie za dar kapłaństwa. Później każdy diakon, który był u nas na praktyce szedł w formie podzięki na pielgrzymkę. Bardzo często brali w niej udział klerycy z WSM Pieniężno (zespól muzyczny) lub z WSD(gitary, śpiewy).
W czasie trwania pielgrzymki na najdłuższym odcinku (Krapkowice-Obrowiec) – asfaltowy odcinek (strasznie bolały stopy) zawsze była śpiewana litania do Matki Boskiej lub odmawiany różaniec. Szybko się szło i zapominało się o zmęczeniu. W Obrowcu wchodziliśmy na polną drogę, między zadrzewiony teren. W spiekocie było to bardzo przyjemne. Najgorzej było w deszczu lub po deszczu – straszne kałuże. Ale brzydka pogoda była bardzo rzadka. Przeważnie było pięknie słonecznie. Ostatnimi laty ksiądz proboszcz przyjeżdża nam na „przeciwko”. W samochodzie przywozi zimne napoje, kawę i herbatę – co kto chce. Przyjeżdża na początek Otmętu. Tam w kilku domach czekają na nas mieszkańcy Otmętu, Częstując nas ciastem i udostępniając swoje łazienki do obmycia kurzu. Uważam to za piękny zwyczaj. Zawsze proszą nas o przyniesienie pozdrowień z Góry św. Anny.
Po przyjściu do Żywocic udajemy się jeszcze do kościoła – po drodze dołączają do nas członkowie rodzin, którzy tu przychodzą nam „naprzeciwko”. Pielgrzymka jest wtedy bardzo liczna. W kościele odbywa się jeszcze krótkie nabożeństwo dziękczynne. Potem udajemy się do domu, gdzie czeka na nas smaczny obiad. Do domu przynosimy błogosławieństwo, opowiadamy o wspaniałych przeżyciach. Oprócz tego trzeba przynieść „szybkę” – słodycz, którą się kupuje w budach.
Mszę na Górze św, Anny koncelebrują wszyscy kapłani, którzy w tym dniu przychodzą ze swoją parafią. Przeważnie przewodniczy któryś z biskupów. Bardzo często księża – goście z zagranicy. Co roku spotykam się na Górze św. Anny ze swoim księdzem katechetą, który przygotowywał mnie do I Komunii św. ks. Tadeuszem Kasprzakiem – był proboszczem w Raszowej. Niestety, zmarł tego roku (2002). Wspaniały człowiek, cudowny kapłan. Tak szybko odszedł.
Bardzo lubię ten dzień. Jest taki inny od innych. Zapomina się o codzienności. Tyle czasu spędza się na radosnym przeżywaniu Ewangelii.
Dobrze, iż nasza parafia lubi pielgrzymować. Dzięki za to najlepszemu Bogu.”
Żywocice,12.V 2002.